Nie wiem czemu, ale rodzice długo byli przeciwni mojemu wyjazdowi na uroczystości pierwszomajowe w Chrobrzu. Mama jak zwykle bała się, że zjem lody, przeziębię się i znów będę chorował na anginę. Poza tym uważała, że pierwszy maja, to święto komunistów, a prawdziwe święto powinno się obchodzić trzeciego maja, jak było przed wojną.
Ojciec czuwał nad dziećmi i nie chciał mieć z mojego powodu dodatkowego zmartwienia. Mama sama nigdy nie jeździła na pierwszego maja, mówiła, ze nie lubi tłoku i hałasu i woli posiedzieć w ciszy, w domu, posłuchać radia albo poczytać książki. W kuchni, w kredensie miała ukryte przedwojenne wydanie dwóch książek Dołęgo Mostowicza „Znachor” i „Profesor Wilczur” i lubiła do nich zaglądać. Jednak wstydziła się trochę, że ma taki kiczowaty gust, nie pasujący do wykształconej nauczycielki i czytała powieści tylko wtedy, gdy nikogo nie było w pobliżu. Kiedyś powiedziała mi w tajemnicy, że lubi te książki, bo przypominają jej młodość w Kraśniowie i szkolne przyjaźnie w Tarnowie, gdzie chodziła do Szkoły Handlowej. Poza tym przed wojną oglądała filmy zrobione na podstawie książek Dołęgi-Mostowicz i była nimi zachwycona.
Ojciec bał się, że może mi się coś stać w czasie podróży do Chrobrza. Oto pewnego roku, Lutek Soja, który powoził furmanką, ścigał się z furmanką ze Złotej i w efekcie wywalił wszystkich do rowu. Dlatego na mój wyjazd ojciec postarał się, żeby podwodą kierował zrównoważony rolnik, który nie miał fiu-bździu w głowie.
Pierwszego maja podjechały furmanki-podwody. Wyjeżdżano spod remizy, bo strażacy musieli zamanifestować na święcie swoją obecność. Jedna furmanka podjechała pod szkołę i wsiedliśmy do niej z ojcem. Pan Turschmid, przedwojenny nauczyciel, kpił, że cóż to za głupi pomysł, aby robotnicze święto organizować w ogrodach margrabiego Wielopolskiego, który współpracował z caratem.
W czasie okupacji w pałacu margrabiego kwaterowali partyzanci. Na każdym piętrze inne ugrupowanie. Kiedy nadszedł front, żołnierze radzieccy zniszczyli bezcenne zbiory książkowe, paląc z nich ogniska i wyrzucając do ogrodu bezcenne pergaminy. Obecnie w pałacu znajdowała się szkoła rolnicza.
Jechaliśmy wolno i ostrożnie. Przed pałacem w Chrobrzu już stali szeregami uczniowie z poszczególnych szkół, z tyłu strażacy. Najpierw przemawiali notable miejscowi, czytając z kartek slogany, jakie codziennie można było usłyszeć w radiu albo poczytać w gazecie „Słowo Ludu”. Potem włączono megafony i transmitowano obchody 1 Maja z Warszawy..
Przemówienie pierwszego sekretarza partii – Władysława Gomułki przeciągało się, uczniowie szeptali między sobą, chichotali i robili sobie różne docinki. Ptaki śpiewały wśród zabytkowych platanów i egzotycznych drzew parku margrabiego. Słońce zaczynało świecić ostro, ludzie przesuwali się nieznacznie w cień, szeregi kruszyły się i łamały. Z tyłu przygotowywał się do występów zespół folklorystyczny jaki prowadziła pani Bartosikowa, znana artystka, która wzorowała się na doskonałej aktorce, Ninie Andrycz.
Państwo Bartosikowie byli nauczycielami w Pełczyskach przed nami, mieli dwie śliczne córki, z których starsza występowała na scenie. Kiedyś przyjaźnił się z nimi obecny mój kolega, Boguś Zmarzły. Pani Bartosikowa wyglądała wspaniale, w białej długiej sukni, w białych rękawiczkach do łokci i w szerokim kapeluszu, na którym piętrzyły się kwiaty. Zazdrośnicy szeptali, że ubrała się jak hrabina, a to przecież proletariackie święto. Ale nikt ich nie słuchał. Wszyscy niecierpliwie wyczekiwali, kiedy pierwszy sekretarz zakończy swoje długie i nudne przemówienie, aby ruszyć do straganów, do zakąsek, lodów, oranżad, kiełbasek z rusztu, a także zabawek dla dzieci, loterii fantowej i czego tam nie ma na odpustach. Strażacy biesiadowali popijając gorzałkę i zagryzając wiejską kiełbasą.
Tylko świętych figur z gipsu nie było, ani żadnych dewocjonaliów. Czuwali nad tym milicjanci i pracownicy Służby Bezpieczeństwa w Pińczowie. Kapitan Gera, w płaszczu ortalionowym, z podniesionym kołnierzem, przemierzał równym krokiem teren pałacowych ogrodów margrabiego, patrząc uważnie na boki, na tańczących i ucztujących, czy nie dzieje się coś, co zagrażałoby bezpieczeństwu Polski Ludowej.
Autor: Zdzisław Antolski, Zapraszamy na stronę www.zdzislaw-antolski.pl
Zachęcamy do zapoznania się z pozostałymi artykułami z cyklu "Ludzie"