W poprzednim opowiadaniu opisywałam jak spędziłam dzieciństwo z moimi koleżankami i kolegami na terenie Chrobrza. Wymieniłam miejsca, gdzie bawiliśmy się czerpiąc z tego niesamowitą radość. Nie chcę jednak by zabrzmiało to tak, że nie widzieliśmy w ogóle telewizora. Owszem on był i oglądaliśmy programy nadawane dla dzieci, dlatego postanowiłam opisać jak wyglądało moje doświadczenie z telewizorem w najmłodszym okresie mojego dzieciństwa, potem przeniosę się w czasy, gdy wspólnie z koleżankami i kolegami korzystaliśmy z tego magicznego pudła, a na koniec pokrótce opiszę jaki jest dziś mój stosunek do TV.

Na początku będę w pewnym sensie poruszała się na przestrzeni kilku lat jednocześnie. Dla dziecka rok, czy dwa niesie ze sobą duży skok rozwoju umysłowego np. w pewnym momencie swojego życia nie rozumie danego zagadnienia, a za kilka miesięcy już pojmuje. Nie opisuję wszystkich zdarzeń w takim dokładnym porządku chronologicznym z oczywistych względów-zwyczajnie nie pamiętam co było po czym lub przed czym. Bazuję tylko na własnych wspomnieniach i staram się jak najwierniej je odtworzyć i zapisać.

Serdecznie zapraszam do przeczytania mojej opowieści, może i Ty miałeś/łaś takie same bądź podobne doświadczenia w tym temacie.


Telewizor Neptun 629 (rys. www.stare-telewizory.republika.pl)

Pudło sporych rozmiarów ze szklanym ekranem stało na stoliku koło okna i zwało się telewizorem. Gdy ja byłam mała, było już dosyć powszechnym cudem techniki we wsi Chroberz. Telewizor miał dwa programy: 1 i 2, które były nadawane rano, może jakoś do południa i potem chyba od godziny 17:00, do której, tego nie wiem, bowiem po dobranocce kładłam się spać. Gdy miałam parę lat nie mogłam ogarnąć swoim umysłem tego obrazu, który wyłaniał się za szkłem. Skąd ci ludzie wzięli się w tym pudle, jak do niego weszli i czemu są mali? Patrzyłam z tyłu za telewizor i nie znajdowałam odpowiedzi, ponieważ pokrywa przykrywająca cały ten mechanizm w środku, była przykręcona śrubkami, a wyjaśnienia dorosłych, że skądś tam, z odległej niczym Gwiazdozbiór Kasjopei Warszawy, nadawany jest obraz, zupełnie do mnie nie trafiały. A na dodatek oni wszyscy w tym telewizorze mogli mnie widzieć, no bo ja widziałam ich. To chyba oczywiste, że gdy pani czy pan prezenter patrzy mi się w oczy, to mnie widzi. Wszystkie argumenty świadczące o tym, że oni nie mogą mnie widzieć, w logiczny sposób nie docierały do mnie, dlatego z pomocą przyszła wiara.

Wierzyłam, że oni nie mogą mnie widzieć. Dopiero po upływie jakiegoś czasu zrozumiałam ten fenomen o tyle, o ile mogłam.

Kanały, jak już wspomniałam były dwa. Telewizor posiadał pokrętła i guzik od włączania i wyłączania, dopiero potem weszły telewizory z wciskanymi guzikami, to było coś pamiętam i tych guzików od kanałów było aż... cztery! Co nie zmieniało faktu, że sygnał i tak biegł dalej z dwóch stacji. Ale guziki były i to sprawiało dziecku radość, może i dorosłym też, tego nie wiem, natomiast doskonale pamiętam jak ja bawiłam się tymi guziczkami wciskając jeden po drugim.

Sam mechanizm tej technicznej perełki bardzo mnie pociągał. Nigdy mnie nie brakowało, gdy ktoś starszy coś tam drobnego naprawiał. Z tyłu odkręcało się pokrywę i oczom dziecka ukazywał się techniczny wszechświat: dwie lampy- jedna od głosu, druga od obrazu, mnóstwo jakichś drobnych rzeczy w kształcie walców zwanych opornikami, które były "przyklejone" czymś srebrnym do zielonej płyty. To "srebro" było dla mnie bardzo intrygujące, ponieważ pod wpływem gorąca stawało się płynne, a potem szybko zastygało. Tą tajemniczą substancją była cyna! Może to dziwnie zabrzmi, ale cały ten mechanizm z opornikami na czele, był dla mnie bardzo ważny. Gdy ten starszy telewizor został wymieniony na nowszy model, to ja uwielbiałam w nim grzebać odlutowując i przylutowując oporniki. Ja pamiętam to dobrze, to było moje hobby. Nawet do tej pory mam bliznę po tym, jak kropla niesamowicie gorącej cyny kapnęła mi na palec. Ok, tyle na razie z części technicznej.


"Piątek z Pankracym" (źródło internet)

Piosenka "Łapy, łapy, cztery łapy..." z programu "Piątek z Pankracym"

Przejdę teraz do nadawanych stacji. Z dawnych programów dziecięcych hitem był "Piątek z Pankracym". Piosenkę z tego programu pamiętam do dziś... "Łapy, łapy cztery łapy, a na łapach pies kudłaty itd... i film "Nikogo nie ma w domu". W mojej pamięci utkwiła jeszcze bajka o dzikich gęsiach pt."Cudowna Podróż", była piękna i pouczająca, nadawana była chyba po Tik-Taku, programie dla dzieci, z którego można było nauczyć się przeróżnych piosenek. Przypominam sobie jak moja koleżanka ze szkoły podstawowej Dominika Kurczab, niemal na każdą lekcję muzyki przynosiła słowa nowej piosenki, której uczyliśmy się śpiewać, a ona czerpała je z programów radiowych i telewizyjnych dla dzieci. Wspominam ten okres bardzo miło. Niektóre piosenki znam do dziś. Rano emitowane było Domowe Przedszkole, które oglądałam, gdy byłam chora i nie szłam do szkoły i śpiewałam sobie..."domowe przedszkole wszystkie dzieci kocha i chce by je także kochano je trochę", albo "kolorowe kredki w pudełeczku noszę, kolorowe kredki bardzo lubią mnie..."

Czołówka programu "Pan Tik-Tak"

A w niedzielę obowiązkowo Teleranek, wieczorem zaś "Pszczółka Maja", "Czarnoksiężnik z krainy Oz", po tej wieczorynce mojego pieska nazwałam Toto. Pamiętam jeszcze jedną cudowną wieczorynkę z 1985 roku pt.: "Dżeki i Nuka" w tamtym okresie chyba połowa psów w całej Polsce nosiła imiona bohaterów, moje psy też je nosiły, a później na antenę weszły "Smerfy". Ach, niezapomnianymi wieczorynkami najpewniej są: "Miś Uszatek", |Bolek i Lolek", czy "Reksio". Piękne bajki, dla dziecka bardzo pouczające i bardzo... krótkie, niestety. Najpiękniejszym momentem były słowa;"Na dobranoc, dobry wieczór, Miś Uszatek wita was...", natomiast słowa: "Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci..." zwiastowały koniec przygód kochanego misia.

Odcinek bajki "Miś Uszatek"

Nie sposób pominąć pewnego programu, którego ogromnie nie lubiłam, nawet słuchać. Program był nadawany rano i zwał się Technikum Rolnicze-o świniach, krowach, jakichś superfoskach itp., rzecz jasna oglądali go tylko dorośli, a ja patrzyłam, żeby się to skończyło. Z programów popularnonaukowych pamiętam Sondę i chyba był to jedyny taki program, dla mnie był dosyć ciekawy.

O 19:30 obowiązkowo oglądany był Dziennik Telewizyjny, który mnie akurat w ogóle nie interesował i nie mogłam zrozumieć dlaczego to interesuje dorosłych i myślałam, że gdy ja urosnę, to na pewno nie usiądę przy tym. Jak się potem okazało, myliłam się, ponieważ oglądałam, a na dodatek byłam z siebie dumna, że coś z tego rozumiem już. Gdy podrosłam zaczęłam oglądać na "dwójce" Panoramę, którą wtedy prowadziła Krystyna Czubówna. A po Panoramie niekiedy emitowane były ciekawe filmy i seriale, jak "Crime Story". Bardzo lubiłam piosenkę z tego serialu, która była odtwarzana na początku każdego odcinka i zwała się "Runaway". Potem była ona znana chyba każdemu. Bardzo lubiłam również historyczny serial pt. "Królewskie sny" ze znanym już nieżyjącym aktorem, Gustawem Holoubkiem, który grał rolę króla Władysława Jagiełły. O tym serialu rozmawiałam sobie z koleżanką ze szkoły podstawowej Magdą Madej, która również go oglądała.


"Panorama" z Krystyną Czubówną

W mojej pamięci utkwił również westernowy serial pt.:"Jak zdobywano dziki zachód", wiem że była tam postać Zeb Macahana, że serial był bardzo popularny, ale ja niewiele pamiętam z niego i podobnie rzecz się ma do Szoguna, który skupiał przed telewizorem dosyć sporo widzów. To samo z serialem pt.:"Ptaki ciernistych krzewów", z którym wiąże się pewna anegdota; bardzo podobała mi się aktorka tam grająca, miała ona kręcone włosy z grzywką opadającą na czoło. Pomyślałam więc, że i ja też chcę mieć taką. Zmoczyłam włosy, by się wyprostowały i ostrzygłam je na wysokości brwi, żeby mi tak ładnie loki opadały na czoło. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że włosy pokręciły się i podniosły się dosyć wyżej. O jeju, to zupełnie nie był ten efekt, jaki zamierzałam osiągnąć. Jak tu się teraz pokazać z taką grzywką? Wyglądałam w swoich oczach komicznie, ale odpowiednie wnioski wyciągnęłam. Niedziela, jak już wspomniałam z Telerankiem, Koncertem Życzeń i wspaniałymi piosenkami Eleni, Zdzisławy Sośnickiej, Ireny Santor, Zbigniewa Wodeckiego i wieloma innymi polskimi artystami, ale też zagranicznymi jak Mirelle Mathieu. Pamiętam, że chciałam mieć taką fryzurę jak ona.

Czołówka "Teleranka"

No i oczywiście nie może zabraknąć Starego Kina ze wspaniałą czołówką i wydobywającą się z głośników melodią fortepianową, która była i jest fragmentem piosenki Mieczysława Fogga pt.:"W małym kinie". Autora zapewne widzowie tamtego okresu doskonale kojarzą, był nim Stanisław Janicki. Wieczorem zaś kolejna już wymieniona przeze mnie wieczorynka "Pszczółka Maja"-bajka która nakłaniała do myślenia, żadne dziecko nie siedziało bezmyślnie zahipnotyzowane oglądając ją, ona przedstawiała bogaty świat przyrody, pokazywała jak może wyglądać życie owadów i innych małych zwierzątek, w sposób zrozumiały dla dziecka. Przepiękna bajka. Czy mówi Wam coś imię i nazwisko Wiktor Zin? Autor programu pt.:"Piórkiem i węglem"? Och, jak bardzo lubiłam ten program, lubiłam patrzeć jak pan Wiktor tak szybko i zgrabnie rysuje węglem różne architektoniczne obiekty czy pejzaże. Wystarczyło kilka ruchów węglem i nałożenie białej kredy jako światła i wyłaniał się piękny obraz. Zachwycające było to, że ten obraz powstawał tak szybko, a przy tym autor tak ciekawie opowiadał o tym, co rysuje.

"Piórkiem i węglem" profesora Wiktora Zina

"Wielka gra"... któż tego nie pamięta? Na pewno większość ludzi śledziła rywalizację na początku dwóch zawodników, a potem trzymała kciuki najczęściej za jednego gracza i jego prawidłowe odpowiedzi na pytania zadawane przez panią prowadzącą. Gdy były wątpliwości, bo czasem odpowiedź była niejasna, to głos oddawany był panu, który często dyskwalifikował zawodnika. Poziom trudności był duży, gracze musieli mieć specjalistyczną wiedzę z danej dziedziny, a byli to hobbyści. Gra była bardzo emocjonująca zarówno dla uczestników jak i dla widzów telewizyjnych i oczywiście zawsze można było przy okazji czegoś się nauczyć. Lubiłam też program prowadzony przez państwa Gucwińskich, którzy w bardzo ciekawy sposób opowiadali o życiu, o zachowaniach egzotycznych i dzikich zwierząt w ogrodzie zoologicznym we Wrocławiu. Nawet byłam tam będąc dzieckiem. Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, że telewizor największą liczbę widzów skupiał, gdy odbywały np. Igrzyska Olimpijskie, Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Ach, pamiętam to nasze kibicowanie parom jeżdżącym na lodzie, skoczkom narciarskim, czy drużynom piłkarskim i innym uczestnikom wielu dyscyplin sportowych. Było to bardzo emocjonujące, czasem byliśmy zaskoczeni, czy zawiedzeni, a czasem wydawaliśmy z siebie okrzyki radości.

Czołówka "Wielkiej gry"

Nie pominę też bardzo ciekawych polskich seriali np. "Dom", "Noce i Dnie", "Trędowata", "Krzyżacy" i inne. Potem zaczęły pojawiać się w TV telenowele i tak pierwszą z nich była telenowela brazylijska pt.:"Niewolnica Isaura", która zrobiła furorę w całej Polsce, w Chrobrzu oczywiście też zrobiła. Przypominam sobie, że gdy nadchodziły święta Bożego Narodzenia lub dzień przed Nowym Rokiem to w telewizji emitowane były zwykle westerny. Zawsze je oglądałam, program ciągnął się w tych dniach do późna w nocy i zawsze chciałam obejrzeć sobie western, zawsze mówiłam sobie, że muszę dotrzymać do północy, by usłyszeć jak zwierzęta mówią ludzkim głosem lub przywitać Nowy Rok albo oglądać filmy, by nie zasnąć i pójść na Pasterkę, ale niestety zawsze zasypiałam. Dziś jest zupełnie odwrotnie, dziś dzieci trzeba upominać, by szły już spać, bo jest późno.

Wymieniłam kilka takich najważniejszych programów dla dzieci, dorosłych, kilka filmów i seriali. Najlepsze w tym wszystkim było to: "leci" film, oglądamy wpatrzeni w ekran, a tu nagle obraz się zwęża... Aha! Lampa "poszła"! W końcu nic nie było widać i trzeba było wezwać chroberskiego "telewizorka", czyli pana Kardasińskiego, albo telewizor zawieźć na wózku do "telewizyjnej przychodni", która mieściła się na górze takiego sporego domu z czerwonej cegły na przeciwko szkoły podstawowej, choć nie wiem czy dokładnie na przeciwko. Wiem natomiast, że na dole tego domu był swego czasu sklep spożywczy z drzwiami wejściowymi od ulicy, a z tyłu tego domu było wejście do punktu naprawy niedomagających telewizorów, a na podwórku zaś, były czasem szkła z ekranów i my dziewczyny biegałyśmy na przerwie po te wyjątkowe szkiełka, by grać nimi w klasy przed szkołą. Pamiętam do dziś, jakie one robiły na nas wrażenie, nie było to zwykłe szkło. Gdy się już zawiozło ten telewizor, to zostawał on tam na kilka dni, a w domu było tak pusto bez niego. Po kilku jednak dniach wracał on na swoje miejsce i znów można było oglądać dobranocki. I tak to trwało przez dłuższy czas.

Szok techniczny przeżyłam może w wieku ok 10-12 lat, kiedy to pojechałam do mojej cioci do Wrocławia. W pokoju na szafce stało równie spore pudło, z tą różnicą iż emitowany obraz był kolorowy! Samo to już wprawiało w osłupienie, ale to nie wszystko, ponieważ było więcej programów! A na dodatek.... Uwaga!... Programy można było zmieniać nie ruszając się z fotela, trzymając małe pudełeczko w kształcie wydłużonego prostopadłościanu z przeróżnymi guziczkami! No nie... to wykraczało poza ludzkie rozumowanie, czyli moje... kilkunastoletniego dziecka. Nie mogłam za nic w świecie tego ogarnąć. Jak to, prostokącik nie połączony żadnym kablem z telewizorem sterował programami?! Robiłam różne sztuczki... wychodziłam do przedpokoju, stawałam nawet tyłem do pudła, trzymając w ręku to coś i przyciskając guziki i to... dzia-ła-ło! Normalnie magia.

Czołówka "Wieczorynki" rok 1993.

Przyjechałam na wieś, pamiętam, że opowiadam o tym, a tu.... nikt mi nie wierzy! I co? Jak mam udowodnić, że takie coś istnieje? Z pomocą przyszedł CZAS. On to rozwiązał "zagadkę wszech czasów". Po upływie paru lat, kolorowe telewizory zaczęły się pojawiać w Chrobrzu. Pamiętam jak mój wujek Andrzej Dziura, Adriana i Daniela tata, kupił kolorowy telewizor firmy Sony i video... no po prostu czad! Niektórzy przychodzili do nas pamiętam, oglądać to cacko. Potem jakoś młody pies wpadł do pokoju i wywlókł pilota na trawę i pogryzł go. Na szczęście działał.

Nastała moda na kolorowe telewizory, odtwarzacze video i kasety VHS. Można było oglądać zagraniczne filmy, nadrobić te "straty", bo przecież wtedy, gdy my robiliśmy szałasy w parku i walczyliśmy ze sobą kijami, jako mieczami, to w tym samym momencie świat zachodni bawił się przy dużym ekranie. Czasem takie sesje filmowe mieliśmy u Eli Fortuny, a czasem pamiętam, że chodziliśmy do Tomka Kaszy.

W telewizorze zaczęło pojawiać się coraz więcej filmów i seriali zagranicznych, różnej maści teleturnieje i quizy. Zniknęła z anteny przerwa popołudniowa, z charakterystycznym obrazem kontrolnym i niezapomnianym piskiem. Teraz cały dzień można było coś oglądać. Na szczęście myśmy mieli okres wczesnego dzieciństwa za sobą, a co najważniejsze nie byliśmy jeszcze przesiąknięci przesiadywaniem przed telewizorem. Owszem, oglądaliśmy filmy, ale to było w granicach rozsądku.

Jak już wspomniałam pojawiły się kasety VHS, w Chrobrzu nawet była wypożyczalnia takich kaset (u Państwa Okopieniów na Glinikach). Obejrzeliśmy chyba wszystkie filmy z Bucem Lee, Arnoldem Schwartzenegerem- wszystkie części "Terminatora", "Predatora", "RoboCop" z 1987 roku, "Rambo" z Sylwestrem Stalone, a jakie wrażenie zrobił na nas film z 1989 roku pt.:"Kickbokser" z Jean Claude Van Dammem i pamiętam, że potem długo powtarzaliśmy zasłyszane słowa dopingu z tego filmu, a brzmiały one "no cju kao", oczywiście to fonetyczna wersja, która znaczyła tyle co "biały wojownik" i następny film z tym samym aktorem pt.:"Lwie serce", zbierały nam się łzy w oczach przy wzruszających momentach. Obejrzeliśmy mnóstwo filmów karate, a potem ćwiczyliśmy na sobie wygłupiając się i oczywiście horrory, po których baliśmy się i straszyliśmy siebie nawzajem. Gdy teraz sobie o tym myślę, to było to takie wielkie BUM! Druga połowa lat 80-tych, koniec kolejnego dziesięciolecia. Niemniej jednak wychowani na łonie natury nie straciliśmy z nią kontaktu, nadal bawiliśmy się świetnie na dworze mając ze sobą dobre relacje.


Kaseta VHS (źródło internet)

Gdy byłam w wieku 19 lat, na dłuższy czas porzuciłam oglądanie wszelkich programów telewizyjnych. Może za dużo było tego wszystkiego naraz dla mnie. Bardziej ciągnęło mnie w kierunku natury. Potem jednak wróciłam do TV i myślę, że jak w większości domów telewizor znalazł u mnie ważne miejsce. Wszelkie filmy, seriale, wiadomości koniecznie musiały być obejrzane. Jej, jaka to była strata czasu. Obecnie od ponad 5 lat nie oglądam TV, owszem stoi płaski już telewizor w pokoju na podłodze, ale jest on "odkablowany" inaczej nieczynny i jestem z tego powodu szczęśliwa. Zdecydowanie wolę poczytać sobie książkę, spędzić wolny czas na świeżym powietrzu, mając umysł wolny od wszelkiego natłoku przeróżnych informacji tak często sprzecznych ze sobą.

Teraz, gdy to piszę zamiast czyichś słów płynących z głośników telewizora, czy radia słyszę szum drzew za oknem, w oddali głosy dzieci i śpiew ptaków, skrzeczenie srok i do tego kawki się wtrącają, pewnie mają jakiś zatarg ze sobą. Szum drzew już jest inny niż latem, już czuć zbliżającą się jesień, potrafię to odróżnić Emotikon smile i myślę sobie, jacy to ludzie musieli być dawniej szczęśliwi mając kontakt tak bliski z naturą, nic ich nie odgradzało, żaden telewizor, komputer, czy telefon. Całkowicie scaleni z przyrodą. Owszem, powie ktoś, że teraz jest łatwiej, że więcej informacji napływa do człowieka, że człowiek ma okazję dowiedzieć się czegoś ciekawego, a ja na to, że NIE. Nie jest ani łatwiej, ani lepiej niż dawniej. Lżej? Możliwe... człowiek nie musi się ruszać zbytnio, nie musi iść w pole pracować ciężko, nie musi pokonywać dziesiątek kilometrów dziennie pieszo, ale czy tak naprawdę człowiek z tego powodu jest szczęśliwy? Czy człowiek z tego powodu jest radosny i uśmiechnięty? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie, zastanowiwszy się uprzednio, będąc ze sobą absolutnie szczerym.

Czy wiemy więcej? Czy te informacje napływające do nas są absolutną prawdą i są dla nas, dla naszego życia tak istotne, by zawracać sobie nimi głowę? Z moich obserwacji wynika, że nie. Jedni mówią to, drudzy zupełnie coś innego na ten sam temat. Czyja jest prawda? Do kogo ona należy? Ponadto zaczęłam dostrzegać jak te wszelakie informacje mają wpływ na samopoczucie innych, a najważniejsze moje. Zaczęłam sobie uświadamiać jakie słowa docierają do mnie ze świata zewnętrznego, o czym ludzie rozmawiają, czym ludzie żyją. 95% dyskusji, to dyskusje o niczym, to po prostu śmieci, które przyczyniają się do zatruwania atmosfery w domach i związkach międzyludzkich. Być może nigdy bym tego nie odczuła, gdybym nie znała innego świata-świata natury, ciszy i spokoju. Och, gdyby ten czas poświęcić na poznanie siebie... Znamy ludzi dookoła, wiemy kim są, czym się zajmują, wiele byśmy mogli powiedzieć o niektórych z nich, a czy znamy siebie? Czy ja znam siebie? Czy ty znasz siebie? To jest bardzo ważne wiedzieć kim się jest naprawdę, bo gdy wiesz kim jesteś, to nikt inny nie będzie mógł ci narzucać swojej wizji o tobie, która niekoniecznie musi być prawdą, ale to już inny wątek. Gdyby ten czas poświęcić na rozmowę ze swoim współmałżonkiem, ze swoimi dziećmi, tym bardziej teraz, gdy najczęściej oboje rodzice pracują. Tak naprawdę to, po co nam wiedzieć co się dzieje w jakimś serialu? Czy nie lepiej poznawać własną rodzinę? Mówisz, że już znasz? Nie, poznawanie to proces, który trwa cały czas, więc chyba lepiej "zanurzyć" się w to, co tworzymy czyli różne relacje, związki, niż w to, co jest fikcją.

Tak więc ja odcięłam się od wszelkich seriali, informacji, które w zasadzie nie są informacjami a dezinformacjami, które niosą zamęt i niepokój, a skierowałam swój umysł na to, co niesie radość i pokój w sercu, a w zasadzie to cały czas się tego uczę, bo jest to proces i cały czas do człowieka docierają bodźce ze świata zewnętrznego, dlatego uczę się świadomie wybierać te, które dają pokój w sercu.


Chroberz - "Niwki" (fot. Rafał Bochniak)

Na zakończenie, jeśli miałabym porównać telewizję wczoraj i dziś, to powiem, że dawniej niemal wszystkie nadawane programy miały charakter dydaktyczny, niosły ze sobą przesłanie. Dziś natomiast telewizja to wór śmieci, wór pełen agresji, przemocy, sporów, wyuzdanego seksu, baśni, iluzji, dezinformacji i hałasu, w którym może coś tam się znalazło ciekawego, ale w gąszczu tych bezwartościowych tworów goniących za komercją, trudno przeciętnemu widzowi wychwycić jakieś wartościowe rzeczy. Nie chcę zakończyć tego opowiadania pesymistycznie, daleka jestem od tego. Napiszę, że mimo tego całego hałasu medialnego, to MY, ja i Ty mamy wpływ na to, co wybieramy. Jak już chcemy coś obejrzeć, to niechaj to będzie coś, co przyczyni się do naszego rozwoju w sensie pozytywnym, coś co jest dla naszego dobra i dobra naszej rodziny, a przede wszystkim naszych dzieci, bo one są naszą przyszłością. Bądźmy wyczuleni na to, czego słuchamy i co oglądamy my dorośli, ale przede wszystkim nasze dzieci. Gro rodziców zupełnie nie jest świadoma tego, co ich pociechy oglądają, czego słuchają, a naprawdę bardzo rzadko w TV można znaleźć coś wartościowego. Dawniej było bardzo mało programów, a przy tym niemal wszystkie czegoś uczyły. Dziś mamy całodobową telewizję z dziesiątkami kanałów, do tego dochodzi komputer. Teraz my sami musimy wybrać sobie to, co służy naszemu dobru, a informacje wybierajmy te cenne, które mają charakter dydaktyczny, jeśli już chcemy korzystać z telewizji czy Internetu.

Życzę wszystkim czytelnikom jak również sobie, samych dobrych wyborów, byśmy w sposób świadomy i mądry korzystali ze środków masowego przekazu.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Edyta Wysocka z domu Maj
logo chroberz.info

Od Redakcji: Zachęcam do przesyłania swoich opowiadań, wspomnień lub sugestii dotyczących kolejnych tematów, które powinny być poruszane z cyklu "Ludzie". Zachęcam również do zapoznania się z pozostałymi artykułami z tego cyklu.

Zwracam się z prośbą do naszych Czytelników o pomoc w poszukiwaniu zdjęć z "Klubu" u Pani Leżuchowej, gdzie mieściła się m.in. sala telewizyjna. Jeśli ktoś posiada takie zdjęcia lub zna osoby które mogłaby je mieć prośba o kontakt e mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub telefoniczny 692 427 281.