Tak brzmi tytuł obszernego artykułu, który ukazał się w „Słowie Ludu” w wydaniu z 5 czerwca 1956 roku. Materiał poświęcony jest naszej miejscowości, ludziom, panującym wtedy stosunkom społecznym. Niezwykle ciekawy artykuł, który odsłania nam problemy, które niekiedy ciągną się do dnia dzisiejszego. Artykuł opatrzony był fotografiami, prezentujemy wybrane ale ich jakość jest tragiczna. Wkrótce postaramy się o lepszej jakości.

 srean slowa ludu


„Chroberz. Wieś zaszyta w głębi pińczowskiego powiatu, z dala od gładkich, asfaltowych traktów. Pytasz o Doroza Stanisława.

- O którego wam chodzi? Jest tutaj siedmiu Stanisławów.

Ludzie posługują się przezwiskami: Doroz – Chochoł, Doroz – Flaszeczka, Doroz – Buła. Dorozów Janów jest w Chrobrzu chyba jedenastu. Nierzadko chroberscy Dorozowie, Wojtasikowie, Majowie, Gile nie umieją ustalić choćby nikłego pokrewieństwa. Jak stare klony i lipy, jeszcze głębiej niż one, licznymi pokoleniami wrośli w żyzną chroberską, ziemię ludzie tej wsi.


Wojtasik swobodnie dyskutuje o literaturze, zachwyca się o Dygasińskim...

Po raz pierwszy trafiający tu przybysze poczują się zrazu, jak w pięknie wyreżyserowanej sielance. Rozlana rzeka, zmurszałe płoty, bujna zieleń sadów. Na moment… Bo oto ukłują surowe i milczące spojrzenia przechodniów, wytrąci  z rezonu podejrzliwe wyszeptane: „Co to za jedni?”…

Franciszek Dobaj powróciwszy z pola, rzucił krótko:
 - Panowie za czym? Nie mam czasu…

Nieufne słowo ma powstrzymać intruza. Nim rozpocznie się rozmowa z innym napotkanym gospodarzem, najpierw stanowczo zażąda on odpowiedzi na pytanie: „Kto was tu do mnie przysłał?” Długo nie może zrozumieć, że po prostu nikt nie przysłał.

Kierujemy się do Prezydium GRN. Wieś ma 320 gospodarstw, ponad tysiąc mieszkańców. Spółdzielni produkcyjnej nie ma. Są w okolicznych wsiach. Wojsławice, Nieprowice, Złota, Pełczyska, Kozubów, Młodzawy. Naokoło w sąsiedztwie. Owszem był przez długi czas komitet założycielski, ale do spółdzielni nie doszło. Wczoraj przyjechali tutaj sekretarz KW, tow. Derol. Mało się odbyć zebranie organizacji partyjnej. Nie wyszło, bo przybyli tylko niektórzy. Poproszono imiennie wielu chłopów – partyjnych i bezpartyjnych. Długa była dyskusja…. Jak nigdy… W tej wsi trudno zrobić zebranie, ludzie wolą siedzieć w domu. Dlaczego? Powiadają, ze „to tylko marnowanie czasu”. Czemu?

Prosimy o nazwiska ludzi najlepiej zorientowanych w sprawach wsi.

Edward Wojtasik. Zanim poszliśmy do niego , komendant milicji Lentner ostrzegał: „Uważajcie, to lis. Nie z każdym chce rozmawiać, ma się za najmądrzejszego we wsi”. Drewniana chałupina wryła się w ziemię. Nikt tu nie pamięta, kiedy ją wybudowano. Podobno stała już w czasach kościuszkowskiej insurekcji. Dni chałupy są policzone. Spieszy się więc Wojtasik z gromadzeniem budulca na nowe, wygodniejsze mieszkanie.


Stanisław Gil cieszy się w całej wsi opinia najstaranniejszego rolnika

Siedział akurat przy obiedzie. Na stole obok talerza, otwarty podręcznik gramatyki języka polskiego. Wojtasik lubi dużo czytać. Ma nawet własną bibliotekę. Dyskutuje swobodnie o literaturze, zachwyca się Dygasińskim, ma własne zdanie o pisarzach współczesnych. Jest przyjacielem Mortona, który często przyjeżdża z Warszawy do rodzinnego Chrobrza.

W izbie robi się duszno. Gospodarz zdjął buty, rozpiął koszulę. Opowiada o latach okupacji…

Trudno spotkać w Kielecczyźnie wieś o takich wielkich tradycjach. Tu, w Chrobrzu koncentrowały się silne oddziały Gwardii Ludowej, podlegające pod IV obwód krakowski. Ci sami Wojtasikowie, Majowie, Dorozowie, Dobajowie walczyli czynnie z okupantem.

Chroberskie lasy nazywali hitlerowcy skupiskiem bandytów. Rzadko nocą spał Wojtasik w domu. Gestapo weszło… W okresie okupacji odwiedzali Chroberz dowódcy: Księżarczyk, Ozga – Michalski, Maślanka, Franek Kucybała. Wiedzieli, że miejscowa grupa GL-owców i BCh-owców nie zawaha się wykonać najtrudniejszego zadania.

Wyzwolenie …. Ci, którzy wczoraj nosili karabin, dziś obejmowali władzę. Jednym z nich był Wojtasik. Piastował w Pińczowie stanowisko pierwszego przewodniczącego Prezydium PRN. Pewnego dnia na kawałku gazetowego papieru otrzymał z Kielc nominacje na komisarza reformy rolnej. Kreślił i rozdzielał chłopom ziemię margrabiego Wielopolskiego. Ale ziemi wszyscy brać nie chcieli. Obawiali się kołchozów. Dał partyzanckie słowo honoru, że kołchozów w Polsce nie  będzie. Niejeden zresztą Wojtasik tak wtedy mówił.


Wieś zaszyta w głębi powiatu pińczowskiego....

Dziś niektórzy chłopi wypominają w żartach tamto przyrzeczenie. Ufają u jednak nadal. Może dlatego, iż jest on jedynym we wsi człowiekiem, który miał kiedyś do czynienia z wyższą uczelnią? Trudno powiedzieć. W każdym bądź razie liczą się z jego zdaniem.

A władze? Ich opinia o Wojtasiku sprowadziła się do określeń: kułak, lis, rozrabiacz. Z Pińczowa przyszedł rozkaz, by pierwszemu we wsi wymłócić przymusowo zboże. W referatach czepiano się za kilogram nie odstawionego żyta… Walczącego człowieka  nazwano wrogiem. Nie chciał przyjąć odpowiedzialnego stanowiska w Warszawie. Dlatego, że nie czuł się na siłach. A może dlatego, że wolał pracować w Chrobrzu…. Skończyło się to niezbyt przyjemnie: wyrzucono go z partii.

Komendant Lentner nadal prezentuje pogląd, że Wojtasika trzeba mieć „na oku”. Tak na wszelki wypadek.

Idźmy dalej… Stanisław Liberek, mieszka tuż obok Wojtasika. Jest dobrze po południu. Przed chwila wrócił z Młodzaw…. Pracuje w tamtejszym GS-ie i prowadzi jednocześnie 5-hektarowe gospodarstwo. Z obydwóch funkcji wywiązuje się nienagannie. No cóż, Liberek ma głowę na karku. Jest dobrym rolnikiem, położył dla Chrobrza wiele zasług i dzięki temu wszyscy darzą go poważaniem. Za okupacji Liberek był sołtysem. Po okolicznych wsiach sołtysi czuli się niepewnie, gdyż obawiali się zemsty. Liberkowi to nie groziło. Szedł ludziom na rękę, pomagał partyzantom. Za niesubordynację wobec armii „Fuhrera”, co przejawiało się w nieściąganiu kontyngentów i niedostarczaniu podwód, często otrzymywał baty.

Sołtystwo piastował do roku 1949. Ówczesne władze powiatowe dopatrzyły się w nim wroga. Nie miał przekonania do spółdzielni, chciał jeszcze trochę zaczekać. Czterokrotnie zwoływano zebrania, aby pozbawić go funkcji sołtysa. Chłopi nie zgodzili się. Za piątym razem przedstawiciel PRN powiedział całkiem niedwuznacznie: „jeśli nie zrzekniesz się, to pójdziesz siedzieć”. Co miał robić?

A potem? Bez wiedzy i zgody członków wykluczono go z ZSL-u (był wtedy sekretarzem koła gminnego). Powody? Nie umiał odpowiedzieć przedstawicielom z województwa, ile jest w gminie krów, koni, baranów, gęsi… To wystarczyło.

Ówczesny sekretarz KP, Ciepielski, na jednym z zebrań gromadzkich oświadczył wprost: „Liberkowi i innym porozbieram domy po cegiełce…. Będą jeść takie kromki chleba, żeby przez nie Warszawę widzieli…”.

Stanisław Gil wątpił w słuszność słów sekretarza Ciepielskiego, że „czy chcesz, czy nie chcesz – musisz wstąpić do spółdzielni”. Wygarnął to na powiatowym zjeździe ZSL w 1950 roku. Na skutki długo nie czekał. Wkrótce potem przybyło urzędowe zawiadomienie z PKW ZSL o wykluczeniu go ze Stronnictwa…

Dzisiaj organizacja partyjna w Chrobrzu składa się z 23 osób (w tym trzech kandydatów). Kiedyś w roku 1950, było w tej wsi 150 członków partii! Co się stało? Sekretarz podstawowej organizacji partyjnej, tow. Jan Wojtasik (dla odróżnienia od innych Janów nazywany Kołodziejem) wzdycha ciężko: „Stare dzieje, skomplikowane historie”.

I znowu dalsze rozdziały opowieści. Niechlubny to okres w dziejach Chrobrza. Robiło się spółdzielnie, a jakże. Komitet założycielski dwa razy liczył już po 20 osób, dwa razy się rozlatywał. Filarami jego byli: nauczyciel, rymarz, urzędnik i paru takich, o których we wsi mówiono, że mają brudne ręce. Przyjeżdżali z powiatu, pocieszali ich po cichu, że zapomni się, przebaczy. Wiedziała o tym wieś. Sarkali chłopi, z których co dwudziesty zapisywał się do komitetu. Jaki pan, taki kram – ładna będzie spółdzielnia z takich „gospodarzy”. Płoszyli się, ale głośno nie sprzeciwiali. Omawiano trzeci typ wałkowano z miesiąca na miesiąc. Przewlekała się sprawa założenia spółdzielni, bo szeregi kandydatów miast rosnąć, topniały.

Towarzysze w Komitecie Powiatowym nie grzeszyli cierpliwością. „Spółdzielnia musi być – wołali – i to nie byle jaka, przynajmniej z dwustu hektarów”. Stu pięćdziesięciu członków partii było w Chrobrzu, starzy PPR-owcy, gwardziści „Musi czy nie musi?” – powtarzając słowa sekretarza KP, Ciepielskiego, pytali samych siebie, głęboko ukrywając swoje wątpliwości. „Wróg panoszy się w Chrobrzu, wróg zaraża ludzi!” – szło wołanie z KP. „Trzeba ogrodzić Chroberz kolczastym drutem” – powiadał tow. Ciepielski.

I zaczęły się masowe kreślenia z listy członków partii za „bierność i nieudzielanie się”. Katarzyna Wojtasik, wdowa po partyzancie, z małymi dziećmi – zaharowana w gospodarstwie opuszczała zebranie. Skreślono. Ignacy Augustyn, Franciszek Urbański, Stanisław Kamiński… Skreślono i wykluczono z jednym roku (1951) blisko stu członków partii. Na jednym zebraniu – siedmiu, ośmiu… Odważniejsi odwoływali się do komisji kontroli partyjnej. Nie pomagało.

Kładli po sobie uszy „gwardziści”. „Powiedz coś, okrzykną cię wrogiem”.

„Kolczaste druty” omotywały wieś, kaleczyły ludzi. Urastały do symbolu, miały przecież usidlić ten „ośrodek reakcji”, „zakałę powiatu”, „pińczowski Watykan” – jak nazywano Chroberz.

Metoda izolacji szybko rodziła owoce. Hardzieli ludzie w Chrobrzu, odwracali się od stróżów prawa i haseł partyjnych. Franciszek Doroz (obecnie członek spółdzielni w Wojsławicach) i Władysław Domagała na własną rękę bez pomocy z góry próbowali tworzyć spółdzielnię.

- Od sochy zaczniemy, a zaczniemy niech zobaczą, jaki to „Watykan”…

Krótko trwały próby przywrócenia godnej opinii Chrobrza. Domagała spotkał się z szefem UB (nazywa się Grześko, pracuje w Gackach). Ten pięścią wyłożył mu swoją rację (a zresztą diabli wiedzą czyja ona była), której pobudek długo dociekał Domagała. „Ja ci dam spółdzielnię, ty k… twoja mać!”. Zakończył równie dobitnie” „Pamiętaj, o tym nawet twoja baba wiedzieć nie może”.

Napisał Domagała do Kielc. Pomoc nie nadeszła.

W 1949 roku Domagała pełnił honorową funkcje przewodniczącego rady gminnej. Nieprzejednany był dla kliki dawnych PSL-owców, garnących się do władzy po to, by obdzielać swoje bogate rodzinki. Biedota, wybrała Domagałę, wierzyła mu.  

(W 1934 roku Domagała wyemigrował do Francji, powrócił w r. 39 ścigany przez francuską policję za aktywną działalność w partii komunistycznej). Rozpoczął ostro piętnować podatkowe machlojki byłego zastępcy wójta, J... i jego kompanów – S....Z...., którzy skumali się z sekretarzem KG, H...., znaleźli poparcie w Urzędzie Bezpieczeństwa.

Lawina nieszczęść spadła na rodzinę Domagałów. 23 kwietnia Domagała zostaje aresztowany. Czeka na rozprawę sądową. Miesiąc później 27 maja, jak obuchem zamroczyła go wiadomość: spłonęła zagroda z całym inwentarzem. (Nie było burzy, przyczyn pożaru nie ustalono). 29 maja żona rodzi. Dziecko choruje. Ojciec czeka na rozprawę. Siedem i pół miesiąca. Dziewiętnaście punktów oskarżenia. Ani jeden nie okazał się prawdziwy. Zwolniono.

Po paru tygodniach Domagała dowiedział się że nie jest już członkiem partii. Skreślili go sam H... bez porozumienia z organizacją partyjną.

Zmieniali się ludzie na stanowiskach w Pińczowie. Odszedł i tow. Ciepielski. Awansował na kierownika Wydziału Politycznego WZ POM i członka egzekutywy KW. Nie awansował Chroberz. Pozostała etykieta „Watykanu”. Dalej hulały samowola i bezprawie. Chroberscy chłopi często, zbyt często zapoznawali się z pracownikami UB. Przed wyborami do Sejmu aresztowano Gila. Na śledztwie w Pińczowie pytano: „Co mówiliście przeciw wyborom, dlaczego nie wstępujecie do spółdzielni…” Winy nie znaleziono. Po dwóch tygodniach Gil wrócił. Podobnie było i z innymi: Dorozem – Jędraskiem, Janem Reczką, Ochęduszką… „Wróg Polski Ludowej”, „zwolennik wojny” – krzyczał delegat z powiatu nad Niedzielą, któremu zabrakło wiosną kilku arów, by zakontraktować buraki cukrowe.

Łatki wroga i reakcjonisty przyszyto co drugiemu mieszkańcowi Chrobrza. Wieś stanęła okoniem, pokazała rogi.

Tak było z Chrobrzem. Przez lata całe nabrzmiewały urazy ludzi.

Czy zagoiły się już rany krzywd? Nie ma we wsi chłopa partyjnego czy bezpartyjnego, który by o tym nie pamiętał.

Więc co?

Pińczów wrze. Po XX Zjeździe narady, zebrania, dyskusje. Na naradzie w KW tow. Ciepielski walczył z kultem jednostki, beriowszczyzną i błędami Stalina. Towarzysze z KP zapisali jeszcze jedną kartkę w notesie. Nie brak zebrań, gadaniny, sloganów. O Chrobrzu nie wspomniano. O tym Chrobrzu, któremu nie pomogło wieszanie szyldów w rodzaju „Watykanu”. W Pińczowie czekali. Trzeba było dopiero przyjazdu tow. Darola.

Niestety, czy wszędzie dojedzie sekretarz KW? Zepsutym powietrzem oddychał nie tylko powiat pińczowski. Chrobrzów jest więcej… Szkoda, że w pińczowskim KP na razie tylko I sekretarz tow. Wojtasik zrozumiał, iż: zdobyć Chroberz – to zdobyć cały powiat.

Ludzie czekają. Chcą, by wymazać z ich legitymacji piętno minionych lat. Kilku byłych członków partii napisało już do Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej. Przyszedł czas naprawy. Chroberz odzyska, musi odzyskać opinię wsi wielkiej i silnej pracowitością i rozumem swoich gospodarzy.

"Słowo Ludu", numer z 5.06.1956 r. Tekst: Jerzy Kozera, Tadeusz Szwej. Zdjęcia: Adam Banduch

Znalazł: Rafał. Opisał: Paweł, chroberz.info

Zachęcamy do zapoznania się z innymi artykułami z cyklu "Znalezione":
http://chroberz.info/serwis/index.php/historia/znalezione