Kolejny rok i kolejny odcinek z opowiadaniami spod znaku "Strachów chroberskich", których autorem jest śp. Bolesław Dobaj, a które zilustrował Rafał Bochniak. Dobaj spisywał opowieści miejscowych o duchach i demonach. Bezcenny zapis wierzeń, doświadczeń i sytuacji, które jak pisze wydarzyły się naprawdę! Czym uraczył nas tym razem autor?  

KROWI POPIELEC

Opowieść autentyczna mojego ojca z 1913 roku. Ojciec miał wówczas 13 lat.

Chodziłem do czwartej klasy szkoły powszechnej, obok kościoła i gminy w naszej wsi. Ukończenie czterech klas w ruskiej szkole znaczyło tyle, co siedmiu klas szkoły powszechnej w latach międzywojennych. Po lekcjach, o ile było to możliwe, bo ojciec trzymał mnie krótko (przyuczał mnie w rzemiośle stolarskim, sam będąc stolarzem), kiedy wracałem do domu a ojca nie było, bo pracując dla dworu często zakładał tam nowe okna lub drzwi, to ja przegryzałem cokolwiek i wymykałem się nad rzekę, lub do pastuchów, by nie być pod ręką, jeśli ojciec będzie mnie potrzebował. Połowę gorszych łąk było gromadzkich i nie podzielonych, zarosłych ostami, wikliną, łozą poprzerzynane dawnymi korytami rzeki Nidy. Rosły tam ogromne, ostre, kwaśne trawy. Wokół jeziorka w dawnych korytach rzeki, ryb w dołach było rój i setki, tysiące ptactwa przeróżnego.

krowi popielec ilustracja

Tam to w całych połaciach ostów wysokich kociły się wilki, które teraz latem nie były groźne, bo i pożywienia miały wbród. Kilometr od wsi łąki były prawie czyste i tam czterech pastuchów wypasało wszystko bydło. Była to więc uciecha dla takich podlotków jak ja przebywać przy pastuchach, bo była tam i kuchnia sklecona z patyków, pokryta trawą i kociołek na wodę i garnuszki gliniane. Zbieraliśmy więc jajka kacze i innych ptaków, gotując je w kociołku. Ryb można było nagarnąć opałkę, które piekliśmy na patykach przy ognisku. Jeśli byliśmy już syci, tośmy leżeli, a później dalejże grać w świniarza.

Gra polegała na tym, że świniarz kulał piłkę pałką do dołka, czyli świniarni, a myśmy mu w tym przeszkadzali wybijając piłkę pałkami, aby nie wpędził jej do dołka, czyli świniarni. Jeśli świniarzowi udało się któregoś trącić pałką, to świniarzem zostawał inny i on prowadził piłkę do świniarni. Świniarzowi rzadko udawało się wpędzić piłkę do świniarni, bo chłopcy wciąż mu ją wybijali. W pewnym dniu, a był to chyba już wrzesień, podczas takiej zabawy w świniarza jedna z krów zaryczała przejmującym głosem: Na to zawołanie w krowim języku, wszystkie krowy jak na komendę wzniosły w górę ogony i pędem ruszyły w jej kierunku.

Chłopcy stańcie z tą zabawą – tam się coś dzieje!!!

Zostawiliśmy piłkę i biegiem ruszyliśmy we wskazane miejsce. Na nieco wyższym terenie zobaczyliśmy zrytą rogami ziemię, przy tym klęczącą krowę, która umoczywszy w czymś pysk wzniosła do góry górną wargę obnażając zębiska, w grymasie krowiego obrzydzenia. Wokół czekały dziesiątki krów na swoją kolejkę.

– Chłopcy – zawołał jeden – mnie się przypomniało, wiosną w tym roku zakopali tu padłą krowę, a ta latawica – wskazał na czerwoną krowę z dużymi rogami – ona ją odkopała. Chłopcy trzeba je rozpędzić pałami, bo jeszcze zaraza padnie na inne.

Zaczęliśmy prać te, które były najbliżej padliny, ale bite krowy uciekały i znów stawały w kolejce. Inne klękały, maczały pyski w rozkładzie padliny i odchodziły. W końcu chłopaki pomęczyli się biciem a skutków nie było. Jedne krowy odchodziły obnażywszy zęby, inne klękały maczając pyski i rycząc przejmująco z wargą zadartą w górę.

Dopiero po pewnym czasie skończył się, jak to dziadek nazwał „Krowi popielec”. Z tego co się wydarzyło na łąkach wróżono, że będzie wojna, pomór, głód i różne nieszczęścia. Za rok rzeczywiście wybuchła I wojna światowa, a z nią przeróżne nieszczęścia i klęski. Tysiące krów przepędzono dla wojska i tu bito jałówki i cielne bez różnicy. Setki niedojrzałych cieląt leżało po rowach i łbów krowich także.

ZJAWISKO ASTRALNE. ROK 1935

Opowieść ta zaczyna się jak bajka. Żyli sobie dziadek z babcią… Ale to nie była bajka, bo to był mój dziadek i moja babcia, tylko zdarzenie było podobne jak w bajce. W naszej miejscowości (Chroberz), a było to niby miasto niby wieś, w samym środku na wzgórzu stał kościół, a obok niego nasz dom. Przed drugą wojną światową dziadek z babcią zajmowali połowę domu z sutereną, gdzie obok warsztatu stała krowa. Dziadek zajmował się stolarką. Kiedy dzień się kończył to i dziadek kończył pracę, bo trzeba było oszczędzać naftę, a do tego powtarzał, że przy lampie to nie robota, bo lubił pracę przy widoku.

Kiedy robiło się szaro, to dziadek wychodził po schodach do góry, zdejmował skrzypce wiszące przy piecu i grał sobie. Co jakiś czas dziadek zaczynał inną melodię, ale po pierwszej lub drugiej zwrotce wyjeżdżał znów na tą samą, którą ukończył przed chwilą, bo to była jego ulubiona piosenka. Koło godziny ósmej wieczór, a był to już wrzesień, babcia brała lampę i skopek i szła do sutereny po schodach doić krowę. Kiedy dziadek grając przypomniał sobie, że babcia doi krowę, wtedy kładł skrzypce i schodził na dół, by jej pomóc zabrać lampę albo skopek z mlekiem lub też krowie coś włożyć na noc.

zjawisko astralne astralne

Czasami nawet w kalesonach i koszuli przypomniawszy sobie schodził do stajni pomóc jej. Stawał wtedy na progu i czekał aż babcia wydoi. Pewnego wieczoru babcia zapaliła lampę i poszła doić krowę. Dziadek tymczasem siedział przy oknie i rzympolił sobie na skrzypcach. Parę razy nawet przeniósł się myślą do stajni i tam niby to czekał aż babcia wydoi grając sobie. Dzisiaj miał jakoś wyjątkowy, nastrój więc grał sobie. Nie chciało mu się ruszyć, ale myślą był tam na progu w stajni przy udoju. Wtem drzwi się otworzyły i babcia zaczęła wyzywać na dziadka, że jest próżniakiem, że uciekł specjalnie, bo nie chciał jej pomóc, niech sama się męczy z lampą i ze skopkiem.

– Cóż to znowu ma znaczyć? Czy ty sobie ze mnie żarty stroisz?

– Jakie znowu żarty? O czym ty mówisz

– Jak to o czym? Uciekłeś ze stajni, a teraz udajesz, że sobie grasz.

– Przecież w stajni nie byłem.

– Jak to nie byłeś? Przecież stałeś na progu w kalesonach.

– Przecież widzisz, że siedzę tu i gram sobie, że nie jestem w kalesonach.

– Rzeczywiście – babcia spojrzała, że dziadek nie jest w kalesonach, więc coś jej tu nie pasowało. Nie zapieraj się bo stałeś na progu, jak ci mówiłam potrzymaj lampę, to ty poszedłeś sobie a ja za tobą przecież słyszałam jak uciekałeś po schodach.

– Przecież widzisz, że nie jestem w kalesonach i na dole nie byłem, miałem tylko zamiar iść tam pomóc ci.

Dziadek już się denerwował i śmiać mu się chciało. Babcia pomyślała, że nie zdążyłby się ubrać, ale kto to mógł być w kalesonach? Co prawda widziała go stojącego na progu, ale będąc pochylona przy udoju, na twarz nie spojrzała, przecież wiedziała, że to on.

– No! Cuda teraz się dzieją – powtórzyła babcia. Niby był a wcale nie było, to któż to był?

Wydarzenie to babcia opowiedziała mojemu ojcu. Ojciec mój po przemyśleniu wyjaśnił babci zjawiska astralne. To znaczy jakie zjawisko? To znaczy takie, że jak babcia poszła doić krowę, wówczas myśl dziadka, czyli duch oddzielił się od ciała, był tam na progu, ponieważ dziadek grając sobie myślą był tam przy udoju zatem babcia ujrzała go, choć jego tam nie było. Czyli duchy nie tylko opuszczają ludzi zmarłych, ale zdarza się, że i żyjących. Taki człowiek żyjący jest niby rozdwojony, jest niby tu a jednocześnie gdzie indziej. Babcia kręciła głową, czy tak może być? No bo, że zmarłego duch opuszcza, o tym wiedziała, ale żywego?

Dotychczasowe opublikowane opowieści:

Autor opowiadań: Bolesław Dobaj z Chrobrza
Zilustrował: Rafał Bochniak, chroberz.info

Opracował: Paweł B.

Od Redakcji chroberz.info: Część opowiadań Dobaja zostało opublikowanych w książce „Znaleziska” wydanej staraniem ośrodka z Pałacu Wielopolskich w Chrobrzu.

Zapraszamy do przeczytania pozostałych artykułów z serii "Zapomniane-Znalezione" [Czytaj]