Nazywam się Zbyszek Urbański, nieco starsi mieszkańcy naszego pięknego i bliskiego mojemu sercu Chrobrza mnie znają. Obecnie mieszkam w Pińczowie. Zainspirowany pięknymi opowiadaniami Pani Edyty Wysockiej (z domu Maj) w cyklu "Ludzie" postanowiłem i ja podzielić się z Państwem swoimi niezapomnianymi przygodami, które przeżyłem mieszkając w Chrobrzu.

Były to lata 70-te ubiegłego wieku (jak ten czas szybko biegnie). Postaram się nie przynudzać. Niektóre z tych opowieści będą śmieszne. Ale tak było, wierzcie mi.


Budowa szkoły podstawowej w Chrobrzu przy ul. Chrobrego - 1974 rok.

Zacznę od tego, że proboszczem w Chrobrzu na początku lat 70-tych był ks. Władysław Zachariasz. Umiał sobie zjednać sympatię chłopców, dlatego w owym czasie było nas kilkunastu ministrantów. Pozwolą Państwo, że w moich opowiadaniach będę używał także gwary chroberskiej. Dawniej mówiło tak wielu ludzi, dziś tradycja ta nie jest niestety już kultywowana (przede wszystkim przez młodych ludzi).


Procesja podczas Bożego Ciała w Chrobrzu w 1971 roku, zdjęcie wykonane na skrzyżowaniu obecnych ulic Staropolskiej i Chrobrego (Fot. z arch. A Soboty)

Jako młodzi chłopcy chcieliśmy przeżywać swoje niezapomniane przygody (choć czasami była to zwykła brawura, czy też chęć udowodnienia swojej odwagi). Jako ministranci znaliśmy chroberski kościół od podszewki. Wielokrotnie wchodziliśmy na sygnaturkę tegoż kościoła, a nawet do jej najwyższej części. Roztaczał się z niej wspaniały widok na okoliczne miejscowości tj.Rudawę, Zagość, Krzyżanowice, a przy ładnej pogodzie widać było nawet Pińczów. Wymieniony wyżej ks. Zachariasz zapraszał nas ministrantów w październiku, po każdym nabożeństwie różańcowym na plebanię. Częstował ciastkami, cukierkami. Pewnego razu obiecał nam jabłka. Wszyscy czekaliśmy przed plebanią. Ale jeden z nas Zbyszek Dobaj (Makaranik) nie mógł się doczekać, więc wszedł przez lucht - otwór w murze do piwnicy, przez który wrzucano ziemniaki. Ledwie zaczął podawać nam jabłka, a tu nagle w piwnicy zapaliło się światło. Ks. proboszcz złapał winowajcę na gorącym uczynku, śmiechu było co niemiara. Potraktowany został pobłażliwie, był bowiem jednym z najbardziej sumiennych ministrantów. Potem poszliśmy do dzwonnicy palić papierosy. W owym czasie królowały Sporty (najgorszy sort bez filtra). Chociaż bywało, że paliliśmy Silesy, Płaskie, czy te z najwyższej półki czyli Karmeny. Zastanawiałem się czy to również opisać, ale skoro wszystko to wszystko.


W środku zdjęcia Zbigniew Urbański, autor wspomnień. Pierwszy z lewej Władysław Gil. Prace przy budowie nowej szkoły podstawowej w Chrobrzu. Rok 1973 lub 74.

24 czerwca wybraliśmy się z ks.proboszczem na odpust do Zagości. Pogoda była przepiękna. O logistykę przejazdu zadbał śp.Stanisław Walczak kościelny w naszej parafii. To były inne czasy. Dziś w każdym domu stoi jeden, dwa lub więcej samochodów. My podróżowaliśmy normalnym wozem-gumką, zaprzężonym w dwa piękne konie (naprawdę wyjątkowej urody). Jedn należał do pana Walczaka drugi zaś do pana Pisanego. Dojechaliśmy do drewnianego mostu na Nidzie wszystko było ok. Potem nie było już tak przyjemnie. Jechaliśmy do Zagości na ukos przez łąki. Konie poczuły miękki grunt pod kopytami i zaczęły galopować szybciej. Jednocześnie rozpoczął się koncert na dwa końskie zady. Chyba domyślacie się co mam na myśli? W pewnej chwili ksiądz powiedział do Zbyszka Dobaja (Makaranika), siedział bowiem na pierwszym siedzeniu, usiądź na moim miejscu ja przesiądę się do tyłu i pośpiewam z chłopakami. A w ogóle atmosfera była wspaniała. Może wystarczy na teraz o sobie.


Zawody wędkarskie w Chrobrzu, przy ujęciu wody za mostem w Chrobrzu. Początek lat 70 - tych. Siedzi w kapeluszu Władysław Boczarski. (Foto z arch. A.Soboty)

Wszyscy doskonale wiemy, że Chroberz położony jest nad Nidą. Za moich czasów w Chrobrzu to była prawdziwa rzeka. Na zakręcie, pod krzokiem, a przede wszystkim na trembulinie kilka razy kryło tzn. gdyby kilku dorosłych mężczyzn stanęło sobie na ramionach woda i tak przepływałaby nad ich głowami. Każdy od dziecka umiał pływać. Imponowała  zwłaszcza paczka dziewcząt z obecnej ulicy Ogrodowej. Wszystkie pływały chyba lepiej niż ryba. Siostry Zosia i Marysia Kańskie, siostry Zosia i niestety śp.Marysia Maj, wtedy jeszcze "mała" Edytka Wysocka (z domu Maj), siostry Danusia i Halina Maj, Jadwiga Boksa (znam tylko jej nazwisko panieńskie), Henryka Chabińska (z domu Golowska) - dwie ostatnie to moje koleżanki z klasy w szkole podstawowej (starej). A tak na marginesie to wówczas kawalerka chroberska kąpała się tylko na trembulinie gdzie woda była najgłębsza. Bardzo modne było tzw.nożanie zwłaszcza w niedzielę. Polegało ono na zanurzeniu przeciwnika pod wodę. Słabsi uczestnicy nierzadko ledwo potrafili złapać oddech. Królem tych zmagań był - Kazik Kowalski (Chohół). Teraz myślę, że było to trochę nie fair, gdy nad rzekę w niedzielę przyszli chłopcy z Woli Chroberskiej lub Zawrży. Podśmiewano się z nich, że nie umieją pływać - pływają po warszawsku, a to kąpielówki mają nieodpowiednie (za szerokie). Ale gdzie oni mieli się nauczyć pływać skoro nie mieli rzeki. Modne było też dawanie nura, czyli lot do wody głową w dół. Im bardziej pionowo i wysoko leciał nurek tym lepiej. Jak dla  mnie najlepiej skakał Jurek Studniarz. W początkowej fazie lotu podkurczał nogi,potem je prostował.Jego nurki były bardzo efektowne. Paczka z ul.Ogrodowej również świetnie nurkowała.


Przed starym Ośrodkiem Zdrowia w Chrobrzu (obecnie własność prywatna - Państwa Piątków, przy kościele, na "Zamczysku"). W środku dr Janusz Męciński, po prawej pielęgniarka Zofia Wieczorek, pierwsza z lewej pomoc dentystyczna Stanisława Berowska. Zdjęcie wykonane w połowie lat 60-tych. W głębi widać budynek kryty strzechą p. Pruś, po lewej fragment domu Zofii Kwiecień obecnie Państwa Nowak. (fot. z arch. Janusza Męcińskiego, nadesłał Jerzy Męciński).


Klub "Ruch" w Chrobrzu. Na ganku gospodarz Klubu Piotr Leżucha. Lata 70- te. Osoba na pierwszym planie osoba w berecie Jan Borowiec. Zdjęcie w trakcie rozpoznawania. (arch. B.Leżucha)

Wieczorem szło się do klubu u Pana Leżuchy lub na dyskotekę do starego ośrodka zdrowia. Przychodziło tam dużo młodzieży. Nie tak jak dzisiaj. Młodzi ludzie siedzą tylko przed komputerami.


Drewniany most na rzece Nidzie w Chrobrzu. Lata 70 - te. W tle po prawej stronie charakterystyczne kopce budowanej przepompowani ujęcia wody. Na zdjęciu Małgorzata Maj. (arch. B.Krzak)

Życie towarzyskie kwitło również na moście wtedy jeszcze drewnianym. Umawiało się tam na randkę wiele zakochanych par. Wieczorem gdy było ciemno najodważniejsi przechodzili przez rzekę po poręczy mostu. Nie chwaląc się wśród tych śmiałków byłem również i ja. Zimą wieczory są dłuższe, ale i wtedy trzeba było spędzać wesoło czas. Do torby papierowej łapaliśmy wróble i wypuszczaliśmy je w domach, w których darto pierze. Można sobie wyobrazić.iż wszystko fruwało w powietrzu. Należało tylko jak najszybciej uciekać, aby uniknąć gniewu gospodarza. Była to niezwykle niebezpieczna sytuacja. Ale czego nie robi się dla zabawy. Myślę,że kiedyś znowu opiszę nowe przeżycia chroberskie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie

Autor: Zbyszek Urbański

Od Redakcji: Zachęcam do przesyłania swoich opowiadań, wspomnień lub sugestii dotyczących kolejnych tematów, które powinny być poruszane z cyklu "Ludzie". Zachęcam również do zapoznania się z pozostałymi artykułami z tego cyklu.

galeria archiwalna

Zwracam się z prośbą do naszych Czytelników o pomoc w poszukiwaniu zdjęć z "Klubu" u Pani Leżuchowej, gdzie mieściła się m.in. sala telewizyjna. Jeśli ktoś posiada takie zdjęcia lub zna osoby które mogłaby je mieć prośba o kontakt e mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub telefoniczny 692 427 281.